22 lipca 2012

Chwila przerwy

Dopóki nie będę miała konkretniejszego pomysłu na bloga.

12 lipca 2012

Disturbed

Hej!
Dzisiaj chciałabym podzielić się z wami moim małym odkryciem - zespołem Disturbed. Formacja powstała w 1996 roku jako amerykański zespół metalowy. Jednak przez lata działalności ewoluowała i dziś nieoficjalnie zalicza się ją do gatunku hard rocka.
     Gdy usłyszałam ich po raz pierwszy momentalnie rzekło mnie oryginalne brzmienie, które w dobie tanich popowych przebojów powoli staje się rzadkością. Oto utwór, dzięki któremu miałam okazję poznać Disturbed:

 zagościł on również na albumie z soundrackiem z filmu "Transformers" 

Dwa inne utwory, które zapadły mi w pamięć:

zwraca uwagę przede wszystkim niebanalnym teledyskiem i dobrym tekstem


     Nigdy nie przypuszczałam, że tak spodoba mi się  zespół, który na okładkach płyt umieszcza pentagramy. W każdym razie mam kolejny przykład na to, że powinno się otworzyć na innych, w tym także na inne gatunki muzyki, niż  ( w moim przypadku) k-pop i j-rock.
     A wy czego ostatnio słuchacie?

10 lipca 2012

"Na końcu wszystkiego"

Jakiś czas temu szukałam opowiadań fanowskich na podstawie anime "Naruto" i w ten sposób natrafiłam na twórczość mechalice. Blog stanowią kilkuczęściowe fanfiki lub one-shoty o tematyce yaoi, czyli związkach męsko-męskich, których bohaterami są postaci wykreowane przez wielkiego Masashiego Kishimoto. Osobiście mam dość wyrobioną opinię o tego typu opowiadaniach i nigdy nie darzyłam ich szczególną sympatią. Zwykle opowiadania fanowskie yaoi są ubogie w jakikolwiek głębszy przekaz (no, może poza tym, że "nasza miłość jest wieczna i nieważne co mówią inni, źli ludzie"), nie posiadają głębszej fabuły i pełne są błędów stylistycznych, a także w ogóle nie nawiązują do kanonu, którym w tym przypadku było niesamowite anime, do którego dodatkowo mam ogromny sentyment.

     Jednak machalice na swoim blogu opublikowała genialny fanfik przeczący wszystkiemu, za co miałam uraz do opowiadań yaoi - "Na końcu wszystkiego". Myślę, że najlepiej opowie nim sama autorka, którą pozwolę obie zacytować: " A o czym jest tekst?[...] Cóż, opis autorski to wiele mówiące zdanie: „Na samym końcu Sasuke wraca do domu.” i rzecz oczywiście traktuje o powrocie Sasuke do Konohy, ale nie tylko o tym. Akcja obejmuje też retrospekcje, przez co relacja między Sasuke i Naruto jest staje się dynamiczna – widzimy, jak ci dwaj odnajdywali się kilka lat przedtem, i trochę później, i znów. Postaci są starsze, ale mimo widocznego wydoroślenia, czuć, że ten starszy, trochę mądrzejszy i dojrzalszy, Naruto to ten sam dzieciak w pomarańczowym dresie, a Sasuke… Kreacja Sasuke jest na pewno jedną z lepszych i ciekawszych w ogóle[...]."
      Pamiętam, że po skończeniu piątego, ostatniego rozdziału opowiadania, byłam pod takim wrażeniem, że napisałam długi, wyczerpujący komentarz, który posłuży mi (po odpowiedniej edycji) również za krótką recenzję "Na końcu wszystkiego":
 
Mechalice,
Kurde, kurde, kurde. Przeczytałam już wiele mniej lub bardziej udanych fanfików, szczególnie dotyczących "Naruto", jednak żaden z nich nie sprawił, że zawalę matematykę! To jest pewne, bo zamiast rozwiązywania kolejnych zadań zabiorę się za czytanie po raz kolejny "Na końcu wszystkiego", od początku. Nie lubię używać górnolotnych wyrażeń, wielkich słów, które nie są adekwatne do rzeczywistego stany rzeczy, jednak w tym wypadku będzie to całkowicie uzasadnione. Ten fanfik jest po prostu genialny - myślę, że mogłoby być to jedno z zakończeń "Naruto". Przepraszam, ale nie jestem w stanie stworzyć długich filozoficznych zdań z niesamowicie elokwentną puentą, dlatego po prostu wymienię wszystko to co spodobało mi się w twoim fanfiku, a czego nie spotkałam dotychczas w innych. Mianowicie jest to:
  • doskonale wyczuwalny klimat "Naruto", który w dziewięćdziesięciu procentach fików zanika, co w zasadzie nie jest złe, ale osobiście jestem dość wybredna jeśli chodzi o twórczość fanowską; 
  • wielowymiarowe postaci, które nie są spłycane na rzecz kolejnego romansidła
  • co ważniejsze ich relacje zostały przedstawione bardzo wiarygodnie i  nie miałam wrażenia, że wypowiedzi są wciskane im na siłę, co zdarza się dość często - po prostu Naruto zachowuje się jak Naruto, Sakura jak Sakura, a Tsunade pozostała Tsunade. Dziękuję ci za to bardzo, ponieważ w dzisiejszych czasach moe romansideł to naprawdę rzadkość i naturalność w charakterach postaci powoli zanika. Niestety.
Doszłam do wniosku, że możesz napisać, iż ty jedynie przetłumaczyłaś to opowiadanie, więc chcę cię uprzedzić. Mów co chcesz, ale jestem pewna, że niezaprzeczalna genialność tego fanfika jest w ponad siedemdziesięciu procentach twoją zasługą oraz twojej cierpliwości w tłumaczeniu. Jakkolwiek to zabrzmi bardzo cię podziwiam. Chyba nikt nie mógł zrobić tego lepiej.
     Na koniec chciałbym jeszcze raz podziękować. Dzięki twojemu tłumaczeniu miałam szansę przeczytać najlepszy fanfik w mojej karierze fana mangi i anime.

[~makota, 2012-02-24 21:10]

Zanim się pożegnam chciałabym zaapelować do osób, które nigdy nie miały styczności z anime "Naruto" - naprawdę nie wiecie co tracicie. Może jestem bezkrytyczna, ale winny jest temu sentyment, którym darzę tą serię, bo towarzyszyła mi ona w wielu ciężkich chwilach, nie wspominając o tym, że dzięki niej odkryłam jedną z moich największych pasji -  mangę i anime. Dlatego jeśli zdecydujecie się na lekturę opowiadania obejrzyjcie choć kilka pierwszych odcinków i poczytajcie trochę o głównych postaciach, bo naprawdę warto.
     Ostatnia sprawa: yaoi w opisanym prze zemnie fanfiku. Relacje Sasuke i Naruto są opisane barwnym językiem, a jednocześnie bardzo subtelnie, więc nie ma tam scen "plus osiemnaście", dlatego nie sądzę, aby ktokolwiek mógł poczuć się zniesmaczony.


Do napisania!

8 lipca 2012

Zmiany oraz trochę o adresach bloga

Jak zapewne widać na blogu ciągle trwają mniej lub bardziej widoczne zmiany, mające na celu zmianę prowizorycznej szaty graficznej na bardziej profesjonalną. Jak na razie trochę marnie mi to idzie, bo jeszcze nie do końca ogarniam wszystkie funkcje bloggera. Może nie wszyscy zauważyli, ale zmieniłam adres, który (jak słusznie zauważyła karsza ) był stanowczo zbyt długi. Tak więc "FineasNigellus" został zastąpiony przez "Seikyou" - z japońskiego "sukces". Zainspirowałam się anime "Tasogare Otome x Amnesia", gdzie właściwie większość akcji toczy się w murach Akademii Seikyou. Seria zapowiada się dość ciekawie, więc jak tylko skończę oglądać obiecuję napisać krótką recenzję.

Teiichi Niiya oraz Yukko - głowni bohaterowie "Tasogare..."

Kolejna zmiana  to czarne tło, które (kiedy sprawiłam, że już nie błyszczy, bo wyglądało to tandetnie) wedle interpretacji może być rozgwieżdżonym niebem lub odmianą marmuru. Nawet nie macie pojęcia jak cieszę się, że w końcu widzę coś innego, niż nudną, wszechobecną biel. Chociaż muszę przyznać, że to nadal nie jest do końca mój styl. Jednak na razie dam sobie spokój z eksperymentami, a skupię się bardziej na pisaniu bloga.
     Jeszcze jedno, odnośnie starego adresu. Wpisując w wyszukiwarkę Fineas Niegellus wyświetli wam się "Harry Potter Wikia", która będzie informowała o tym, że był to "czarodziej z rodu Blacków, a jednocześnie najmniej lubiany dyrektor Hogwartu". Wybrałam tak adres ze względu na sentyment, bo pierwsze fanowskie opowiadanie o Harrym Potterze pisałam właśnie z perspektywy portretu pana Niegellusa. Pominę fakt, że gdy czytałam je jakiś czas temu, nie mogłam uwierzyć jakie wówczas robiłam błędy i co sobie wtedy myślała. Mimo wszystko, jak tylko sprawę, że będzie nadawało się dla większego grona odbiorców postaram się je opublikować. Jedak niczego nie obiecuję.
Do napisania!

7 lipca 2012

Wakacyjne plany

Jako że spis moich postanowień dotyczących tegorocznych wakacji jest już zupełnie nieaktualny stworzyłam nową, znacznie bardziej ambitną listę rzeczy, które w ciągu tych dwóch miesięcy chciałabym zrobić:


1. Wyjechać ze znajomymi nad morze. Kiedy pomyślę ile wymaga to organizacji i nerwów, to uchodzi ze mnie cały entuzjazm. Jednak od dłuższego czasu ten pomysł nie daje mi spokoju. Czemu więc nie zrealizować go w te wakacje?
2. Wziąć udział w konwencie/spotnieniu fanów mangi i anime z moich okolic. Poziom hard - zorganizować takie spotkanie. Tu powstrzymam się od komentarza.
3. Przełamać nieśmiałość i porozmawiać z napotkanym w księgarni otaku. Już nieraz miałam taką okazję, ale za każdym razem boję się, że zostanę źle odebrana, więc koniec końców stoję i gapię się jak wryta, wyglądając na zwykłą wariatkę.
4. Nauczyć się rysować anatomiczne sylwetki oraz dłonie, które są moją zmorą. Od jakiegoś czasu szlifuję twarze i oczy, ale co z tego, jeśli oszpecają je koślawe tułowia i długie, brzydkie dłonie?
5.  Grać na gitarze. I nie mam tu na myśli zwykłego bicia w struny i powtarzania w kółko trzech akordów. Chodzi mi o piórkowanie budzące u mnie prawdziwy zachwyt, a na naukę którego nigdy nie miałam czasu anie cierpliwości.
6. Rozwinąć pasję do fotografii. Cóż, w tej dziedzinie jestem prawdziwą amatorką, która pstryka zdjęcia cyfrówkami, więc pora nieco się poduczyć. Szczególnie teraz, gdy mam wolne dwa miesiące, a słońce zachodzi po dwudziestej pierwszej.
7. Nauczyć się szyć. Niejednokrotnie zdarzyło mi się, że chciałam przerobić sobie koszulkę lub spodnie, a kończyło się to katastrofą, więc myślę, że pora coś z tym zrobić. Tym bardziej, że od dawna marzę o uszyciu sobie pluszaka w stylu Skelanimals.

Na tym zakończę listę, ale jestem pewna, że z czasem może ulec zmianom. Wyszła bardzo ambitna jak na dwa miesiące, więc mam nadzieję, że uda mi się zrealizować wszystkie postanowienia, chociaż dwa pierwsze po prostu mnie przerażą.
A wy, co planujecie z te wakacje?

Epicki humor

Po prostu nie wytrzymam, jeśli zaraz nie napiszę o tym, że dostałam się do mojego wymarzonego liceum! Tak, to prawda. Wczoraj moje nazwisko widniało na liście uczniów przyjętych do klasy humanistycznej w malborskiej jedynce. Po prostu myślałam, że będę skalać ze szczęścia, ale byłoby mi głupio w obecności tych wszystkich poważnych dziewczyn, które mierzyły moją skromną osobę niezbyt przychylnymi spojrzeniami. Zresztą kij z nimi, chociaż właściwie powinnam starać się, żeby te wszystkie panie mnie polubiły, bo stanowią one przeszło dziewięćdziesiąt procent mojej przyszłej klasy. Tak, będzie u mnie tylko dwóch chłopaków. Po prostu nie mogę w to wierzyć. Nie mam pojęcia jak to będzie mieć właściwie w całości żeńską klasę. Chociaż w mojej małej, mangowej główce rodzi się już kilka pomysłów. Taka klasa to idealny materiał na klasyczną haremówkę albo anime z gatunku yuri.

no cóż, w każdym razie będzie ciekawie ^^

A mówiąc poważnie trochę boję się, że nie będę potrafiła nawiązać żadnej znajomości i zostanę kujonem, który wiecznie siedzi w pierwszej ławce. Sam. Chociaż oczywiście nie zamierzam szukać znajomych na siłę, bo to mija się z celem.
     Właściwie o czym ja myślę? Przecież są wakacje, powinnam nie martwić się szkołą i innymi, równie przyziemnymi, sprawami, bo po co psuć sobie humor, prawda? Swoją drogą, dzisiaj właśnie z okazji wakacji odbędzie się spotkanie mojej byłej klasy z gimnazjum. Już na samą myśl nie mogę przestać się cieszyć.


Za chwilę (tak, jest godzina ósma rano) będę lecieć na miasto i pewnie znowu wrócę późno wieczorem, bo za każdym razem naprawdę ciężko jest rozstać się z tak niepowtarzalną klasą. I jeszcze muszę pamiętać wywołaniu zdjęć, bo od dłuższego czasu wypada mi to z głowy. Zostawiam was z powyższym remixem, który idealnie odzwierciedla mój epicki humor.

6 lipca 2012

Yaoi - część pierwsza (wprowadzenie i anime)

Pogoda za oknem sprawia, że mam ochotę popaść w depresję. No weźcie, przecież są wakacje. Powinien być niewyobrażalny upał, na który będę mogla ponarzekać, powinno świecić słońce. Tymczasem od kilku dni, co ranek wita mnie pochmurne, burzowe niebo. Nawet nie mam nastroju na anime, które w podobnych sytuacjach bywały niezastąpione. Jednak żeby nie spędzić całego dnia leżąc w łóżku i narzekając na wszystko dookoła, postanowiłam zająć się czymś znacznie bardziej twórczym; mianowicie - tematyką yaoi. Od dłuższego czasu przymierzałam się do tego posta, jednak dotychczas wszystkie moje zapiski były dość chaotyczne. Jednak kiedy wszystko uporządkowałam poswatał dość ciekawy tekst zarówno dla fanek (fanów?) gatunku jak i osób, które nie gustują lub nie miały kontaktu z tą tematyką.

Yaoi to (mówiąc najprościej) gatunek mangi i anime opowiadający o związkach męsko-męskich. Jednak pojęcie znalazło zastosowanie również w odniesieniu do filmów, komiksów oraz książek o tej tematyce. Odbiorcami gatunku yaoi są, jak podaje Wikipedia, "wbrew pozorom nie geje, ale heteroseksualne kobiety". Jest to na tyle ciekawe zjawisko, że obiecuję poświęcić temu tematowi osobny post.
     Anime z gatunku yaoi najlepiej będzie mi omówić na konkretnej produkcji - "Junjou Romantica". To dwunastoodcinkowa seria, powstała na podstawie nadal publikowanej mangi Shungiku Nakamury, a tym samym moje pierwsze anime o związkach męsko-męskich. I powiem szczerze, że mimo pewnej niechęci ("że niby to jest o gejach?") w niecały tydzień obejrzałam dwie serie, bo "Junjou Romantica" wciągnęło mnie bez reszty.


     "Junjou Romantica" to komedia romantyczna opowiadająca historie trzech par, które są ze sobą w jakiś sposób powiązane. Otrzymujemy komediowe sceny z życia, pocałunki, niekiedy sceny łóżkowe oraz wyznania miłosne. W takim razie czym różni się anime yaoi od przeciętnego shojo (anime o miłości chłopaka i dziewczyny)? Pierwszą różnicą jest to, że w ponad dziewięćdziesięciu procentach anime yaoi parę stanowi uke i same. Uke to bohater o chłopięcej budowie ciała, zwykle niższy oraz młodszy od partnera, bardziej uczuciowy. Ma skłonności do snucia wielominutowych, niekiedy naprawdę infantylnych, rozmyślań nad tym czy jego miłość do same jest odwzajemniona, czy ich związek ma sens, czy uczucie, którym darzy same jest wystarczająco silne. Często targają nim bardzo skrajne emocje. Natomiast same to strona dominująca. mężczyzna dobrze zbudowany, wyższy od swojego partnera. Zazwyczaj ma krótkie włosy, wąskie oczy, mocniej zarysowany podbródek i budowę ciała. Zwykle mówi to, co myśli, a w związku z uke odgrywa w związku rolę "prawdziwego mężczyzny".


     Kolejna rzecz, która różni yaoi od shojo, to kilka schematów, które można zaobserwować w ponad dziewięćdziesięciu procentach anime tego gatunku. Mianowicie: kiedy uke broni się przed pocałunkiem lub mówi "nie, przestań" jest to równoznaczne z "kocham cię i chcę więcej". Jak widać jest to kolejne infantylne zachowanie z jego strony, jednak po obejrzeniu kilku anime z tego gatunku przestaje się zwracać na to uwagę. Oglądając chociażby wypomniane wyżej yaoi "Junjou Romantica" trudno uniknąć wrażenia, że bohaterowie celowo unikają rozmowy o swoich wątpliwych lub problemach, bo znacznie bardziej ekscytujące wydaje im się posiadać maksymalnie skomplikowane życie uczuciowe.

     Komu można polecić anime yaoi? Myślę, że tolerancyjnym otaku, którym przejadły się już szkolne komedie romantyczne o miłości chłopaka i dziewczyny, a są wstanie wybaczyć niedociągnięcia fabularne i schematyczność, w zamian za niezobowiązującą, przyjemną rozrywkę, które będzie odpoczynkiem od poważniejszych, bardziej wymagających serii.
     Jakie serie mogę polecić? Jeśli chodzi o komedie, to z pewnością wyróżnię anime "Sekaiichi Hatsukoi" będące pozycją obowiązkową dla fanów "Junjou...". Odnośnie nieco bardziej wymagających tytułów będę mogła wymienić nieco więcej tytułów. Są to:
  • "Ai no Kusabi" (1992) - science-fiction, yaoi, dramat; "Miłość na uwięzi" to absolutny klasyk, który każda znawczyni gatunku powinna obejrzeć, choć z pewnością nie jest to pozycja łatwa ani przyjemna, bo już czytając opis odnosi się wrażenie, że nie została stworzona dla masowego odbiorcy.
    Opis: Akcja anime rozgrywa się w dalekiej przyszłości, na planecie Amol. Panują tam specyficzne zależności- najwyższą władzę sprawuje obdarzony świadomością komputer, Jupiter, a pozycję ludzi określa ranga zależna od koloru włosów - im są jaśniejsze, tym jest ona wyższa. Najniżej stoi kolor czarny, natomiast elitę tworzą złotowłosi (Blondie) czytaj dalej.
  •  "Gravitation" (2000) - dramat, komedia, muzyka; całość prezentowałaby się bardzo przeciętnie, gdyby nie trzy elementy: zapadająca w pamięć ścieżka dźwiękowa oraz postaci Yukiego i Ryuichiego. Naprawdę polecam.
    Opis: Dziewiętnastoletni Shiuchi Shindu marzy o tym, żeby zostać gwiazdą popu. Pewnego wieczoru, gdy zrezygnowany szuka natchnienia, spacerując po tokijskich ulicach, tekst jego piosenki wpada w ręce tajemniczego nieznajomego czytaj dalej.
  • "Loveless" (2005) - fantasy, melodramat; kolejna seria, która została stworzona z myślą o bardziej wymagającym odbiorcy. Grafika oraz ścieżka dźwiękowa to po prostu perełki. Anime zp pewnością zasłużyłoby na miano genialnego, gdyby nie (momentami) naciągana fabuła i właściwie brak konkretnego zakończenia.
    Opis: Dwunastoletni chłopiec Aoyagi Ritsuka zostaje oddany pod opiekę swojej obłąkanej matce, zaraz po morderstwie dokonanym na jego bracie Seimeiu. Po przeniesieniu się do nowej szkoły Ritsuka spotyka Agatsume Soubiego, który znał jego brata. Seimei i Soubi byli kiedyś walczącą parą. Soubi pełnił rolę "Wojownika", a Seimei "Ofiary" czytaj dalej.



niesamowity opening, w którym z miejsca się zakochałam

  • "No.6" (2011) - thriller, sci-fi; a mogło być tak pięknie - świetna muzyka, bardzi dobra grafika, ciekawe projekty postaci. Jednak scenarzyston zachciało się kombinować z fabułą. Jednak mimo to, anime posiada niesamowity klimat, a dodając do tego uczucie rodzące się między Shionem a Nezumim mam do polecenia dość ciekawą serię.
    Opis: Po ostatniej wielkiej wojnie na świecie pozostało jedynie sześć obszarów zdatnych do zamieszkania, jednym z nich jest tytułowa metropolia No.6. Dwunastoletni chłopiec imieniem Shion jest mieszkańcem Cronos - luksusowej dzielnicy tego miasta. W dniu swoich urodzin Shion udziela schronienia Nezumiemu czytaj dalej.
 

Na tym zakończę część pierwszą, bo nie da się ukryć, że jest to temat dość obszerny i zdecydowanie zbyt rozległy na jednego posta. W kolejnej notce poświęconej yaoi obiecuję napisać o mangach i filmach tego gatunku.
     A czy wy oglądacie yaoi? Miałyście już kiedyś styczność z ty gatunkiem anime?

Do napisania!

4 lipca 2012

Piękne

Nigdy nie przypuszczałam, że w wakacje będę codziennie punkt szósta trzydzieści na nogach. Nigdy też nie myślałam, że będę tyle razy przemierzać wzdłuż i wszerz moje (z pozoru małe) miasto. I przez myśl mi nie przeszło, że będą to moje najbardziej udane wakacje. W każdym razie tak się zapowiadają.
     Po tym krótkim, jakże elokwentnym wstępie chciałabym opowiedzieć o tym ile może dziać się w ciągu (rzut oka na kalendarz) sześciu dni. Masakryczne dużo. Serio. Praktycznie codziennie wychodziłam z domu o siódmej i wracałam późnym wieczorem, zmęczona jak nie wiadomo co, ale za to nienormalnie szczęśliwa. Nie sadziłam, że w wakacje uda mi się utrzymać kontakty z połową klasy, organizować wspólne wypady, a między tym wszystkim znaleźć sezonową pracę oraz po wielu nerwach złożyć w końcu podanie do mojego wymarzonego liceum. Jednak to, że przez ostatni tydzień jestem tak zabiegana sprawiło, że wszystkie moje plany dotyczące nadrobienia zaległości w oglądaniu anime z iście groteskową elegancją legły w gruzach. A najgorsze jest to, że nie czuję się z tego powodu zmartwiona, ani pokrzywdzona. Powiem więcej: odkąd ulokowałam oglądanie anime na liście rzeczy "mniej ważnych" czuję się zdecydowanie lepiej. Przestały mnie boleć oczy, nie chodzę wiecznie niewyspana, a moja cera nabrała zdrowszego koloru. Dodatkowo ludzie przestali mnie postrzegać jako nolife'a i teraz (kiedy jestem w mieście) zaczynam kojarzyć większość twarzy. Od czasu, do czasu zdarzy mi się również usłyszeć "cześć". Ludzie, ja powoli wracam do świata żywych!
     A tak na  poważnie, to czuję się, jakby ktoś niedelikatnie obudził mnie z długiego snu. Najpierw czułam się trochę zła i zdezorientowana, bo zupełnie nie miałam ochoty na żadne spotkania, w szczególności z ludźmi z mojej (właściwie już byłej) klasy. Niewiele później sama namawiałam znajomych na wypad nad jezioro, zachwycona tym, jak fajnie jest po prostu się spotkać i pogadać z ludźmi, których w przeciągu trzech (niejednokrotnie dziewięciu) lat właściwie nie miało się okazji poznać.


uwielbiam oglądać zachody słońca. szczególnie nad jeziorem

     Sama jestem zaskoczona tym jak szybko przeistoczyłam się z zupełnie aspołecznej, niepozornej i nieśmiałej osóbki w zaradną, pewną siebie dziewczynę o całkiem dobrym guście, która przezwyciężyła swój lęk przed zapytaniem przechodnia o drogę. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia kiedy właściwie to się stało, ale naprawdę jestem szczęśliwa, bo teraz jest mi zdecydowanie łatwiej nawiązywać nowe znajomości, czy bez oporów wyrazić swoje zdanie. Dzięki temu z mojej siedmiopunktowej listy zostały niepełna dwie rzeczy. Odnoszą się one konkretnie do pisania i rysowania. Na to niestety (podobnie jak na oglądanie anime) zdecydowanie brakuje mi czasu. Dlatego postanowiłam sporządzić nową, zdecydowanie ambitniejszą listę wakacyjnych planów. Jednak dziś na pewno jej nie opublikuję, bo jest to jedynie wersja robocza. Swoją drogą i tak napisałam dzisiaj (jak na moje standardy) bardzo dużo.

panorama mojego miasta- genialne zdjęcie

     Jeszcze kilka słów odnośnie tytułu posta. Jak pewnie zauważyliście odnosi się on do zdjęć, które są zamieszczone między kolejnymi akapitami. Powiem szczerze, że chciałam poświecić im osobny post, ale kiedy wczoraj wieczorem je przeglądałam stwierdziłam, że nie mogą czekać. Oczywiście muszę zaznaczyć, że nie są one mojego autorstwa, a mojej naprawdę utalentowanej znajomej. Puki co Martyna (na moją usilną prośbę) przegrała mi kilkadziesiąt swoich zdjęć, więc prawdopodobnie jeszcze nieraz będę wplatać je w treść poszczególnych postów i zachwycać się nad jej niezaprzeczalnym geniuszem ^^
     
     W najbliższym czasie obiecuję opublikować moją listę wakacyjnych planów oraz dodać kilka postów o nieco innej tematyce. Jednak nim to nastąpi ktoś koniecznie musi pomóc mi ogarnąć szatę graficzną, bo ta prowizorka po prostu mnie dobija!