4 lipca 2012

Piękne

Nigdy nie przypuszczałam, że w wakacje będę codziennie punkt szósta trzydzieści na nogach. Nigdy też nie myślałam, że będę tyle razy przemierzać wzdłuż i wszerz moje (z pozoru małe) miasto. I przez myśl mi nie przeszło, że będą to moje najbardziej udane wakacje. W każdym razie tak się zapowiadają.
     Po tym krótkim, jakże elokwentnym wstępie chciałabym opowiedzieć o tym ile może dziać się w ciągu (rzut oka na kalendarz) sześciu dni. Masakryczne dużo. Serio. Praktycznie codziennie wychodziłam z domu o siódmej i wracałam późnym wieczorem, zmęczona jak nie wiadomo co, ale za to nienormalnie szczęśliwa. Nie sadziłam, że w wakacje uda mi się utrzymać kontakty z połową klasy, organizować wspólne wypady, a między tym wszystkim znaleźć sezonową pracę oraz po wielu nerwach złożyć w końcu podanie do mojego wymarzonego liceum. Jednak to, że przez ostatni tydzień jestem tak zabiegana sprawiło, że wszystkie moje plany dotyczące nadrobienia zaległości w oglądaniu anime z iście groteskową elegancją legły w gruzach. A najgorsze jest to, że nie czuję się z tego powodu zmartwiona, ani pokrzywdzona. Powiem więcej: odkąd ulokowałam oglądanie anime na liście rzeczy "mniej ważnych" czuję się zdecydowanie lepiej. Przestały mnie boleć oczy, nie chodzę wiecznie niewyspana, a moja cera nabrała zdrowszego koloru. Dodatkowo ludzie przestali mnie postrzegać jako nolife'a i teraz (kiedy jestem w mieście) zaczynam kojarzyć większość twarzy. Od czasu, do czasu zdarzy mi się również usłyszeć "cześć". Ludzie, ja powoli wracam do świata żywych!
     A tak na  poważnie, to czuję się, jakby ktoś niedelikatnie obudził mnie z długiego snu. Najpierw czułam się trochę zła i zdezorientowana, bo zupełnie nie miałam ochoty na żadne spotkania, w szczególności z ludźmi z mojej (właściwie już byłej) klasy. Niewiele później sama namawiałam znajomych na wypad nad jezioro, zachwycona tym, jak fajnie jest po prostu się spotkać i pogadać z ludźmi, których w przeciągu trzech (niejednokrotnie dziewięciu) lat właściwie nie miało się okazji poznać.


uwielbiam oglądać zachody słońca. szczególnie nad jeziorem

     Sama jestem zaskoczona tym jak szybko przeistoczyłam się z zupełnie aspołecznej, niepozornej i nieśmiałej osóbki w zaradną, pewną siebie dziewczynę o całkiem dobrym guście, która przezwyciężyła swój lęk przed zapytaniem przechodnia o drogę. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia kiedy właściwie to się stało, ale naprawdę jestem szczęśliwa, bo teraz jest mi zdecydowanie łatwiej nawiązywać nowe znajomości, czy bez oporów wyrazić swoje zdanie. Dzięki temu z mojej siedmiopunktowej listy zostały niepełna dwie rzeczy. Odnoszą się one konkretnie do pisania i rysowania. Na to niestety (podobnie jak na oglądanie anime) zdecydowanie brakuje mi czasu. Dlatego postanowiłam sporządzić nową, zdecydowanie ambitniejszą listę wakacyjnych planów. Jednak dziś na pewno jej nie opublikuję, bo jest to jedynie wersja robocza. Swoją drogą i tak napisałam dzisiaj (jak na moje standardy) bardzo dużo.

panorama mojego miasta- genialne zdjęcie

     Jeszcze kilka słów odnośnie tytułu posta. Jak pewnie zauważyliście odnosi się on do zdjęć, które są zamieszczone między kolejnymi akapitami. Powiem szczerze, że chciałam poświecić im osobny post, ale kiedy wczoraj wieczorem je przeglądałam stwierdziłam, że nie mogą czekać. Oczywiście muszę zaznaczyć, że nie są one mojego autorstwa, a mojej naprawdę utalentowanej znajomej. Puki co Martyna (na moją usilną prośbę) przegrała mi kilkadziesiąt swoich zdjęć, więc prawdopodobnie jeszcze nieraz będę wplatać je w treść poszczególnych postów i zachwycać się nad jej niezaprzeczalnym geniuszem ^^
     
     W najbliższym czasie obiecuję opublikować moją listę wakacyjnych planów oraz dodać kilka postów o nieco innej tematyce. Jednak nim to nastąpi ktoś koniecznie musi pomóc mi ogarnąć szatę graficzną, bo ta prowizorka po prostu mnie dobija!

1 komentarz: